MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Państwo Wojciechowscy z Brzezia, w obliczu tragedii, przekonali się jak silna jest rodzina i sąsiedzka solidarność [ZDJĘCIA]

Karolina Bodzińska
Karolina Bodzińska
arch. rodzinne Wojciechowskich
Dwa lata temu rodzina państwa Wojciechowskich z Brzezia straciła w pożarze dach nad głową. W jednej chwili spłonął cały dorobek ich życia. Nie poddali się jednak. Znaleźli oparcie w najbliższych i sąsiadach. Dziś znów mogą cieszyć się swoimi czterema kątami. I są wdzięczni losowi, że otoczył ich tak wspaniałymi ludźmi.

Dom państwa Wojciechowskich zawsze tętnił życiem. W niewielkim domku mieszkały trzy pokolenia: pan Jerzy z żoną Cecylią oraz troje ich dorosłych dzieci z rodzinami. W sumie dwanaście osób na osiemdziesięciu metrach kwadratowych. Zawsze było tu gwarno i wesoło.

- Było dość ciasno, ale szczęśliwie. Dom odziedziczyłam po moich rodzicach. Zbudował go mój tata, a Jerzy przez całe życie coś remontował i dobudowywał – mówi Cecylia Wojciechowska.

Stanął w płomieniach

Wieczorem, 11 sierpnia 2017 roku, rozpętała się straszna burza. Tak silna, że drzewo zwaliło się na drogę. Najmłodsi wnukowie państwa Wojciechowskich z fascynacją patrzyli na to, co dzieje się za oknem.

- W końcu burza ustała i zagoniłam maluchy do łóżek – relacjonuje Cecylia Wojciechowska.

Sama też postanowiła się położyć. W tym czasie pan Jerzy z synem Leszkiem poszli na podwórze, by sprawdzić, czy burza wyrządziła jakieś szkody. Chwilę po tym, jak wrócili z obchodu, rozległ się grzmot, a dom dosłownie zatrząsł się w posadach.

- Piorun uderzył w słup energetyczny obok domu, a potem ogień wpadł do pokoju na poddaszu, który zajmowała córka Magda z wnuczką Michasią. Pokój natychmiast stanął w płomieniach. W drugim pokoju, w którym spały dzieci Leszka, doszło do zwarcia instalacji i pożaru. Madzi i Michasi kazałem zbiec na dół i pobiegłem do pozostałych wnuków. Obraz był przerażający, bo płomienie sięgały już łóżka, w którym spały dzieci – relacjonuje Jerzy Wojciechowski.

Wszystkim udało się szczęśliwie wybiec z domu. Tak jak stali, w piżamach. Mężczyźni robili co mogli by powstrzymać żywioł. Pan Jerzy odciął butle z gazem, by te nie wybuchły.

- Madzia w Michasią były już spakowane. Miały nazajutrz jechać na wakacje. W walizkach była gotówka. Wszystko spłonęło! Madzia tak się przejęła, że zemdlała – relacjonuje pani Cecylia.

Tej nocy, gdy mężczyźni razem ze strażakami dzielnie walczyli z żywiołem, pani Cecylia z wnukami schroniła się dwa domy dalej, u siostrzenicy.

- Tej nocy dostaliśmy ogromne wsparcie od najbliższych – relacjonuje pani Cecylia.

Tłumy na pogorzelisku

Nazajutrz na miejscu tragedii pojawiły się władze samorządowe z burmistrzem Jerzym Kulakiem na czele, sołtys Stanisław Sikora, reszta rodziny, przyjaciele i sąsiedzi.

- Byliśmy w szoku, że tak wiele osób chce nam pomóc - wspomina pan Jerzy.

Szacunek jakim Wojciechowscy cieszyli się we wsi i w gminie dał piorunujący efekt.

- Wszyscy pomagali wynosić meble, a pani prezes ze stowarzyszenia chorych na stwardnienie rozsiane, do którego należę, otworzyła dla nas subkonto. 15 sierpnia odbywały się dożynki i w klasztorze na Świętej Górze w Gostyniu zorganizowano dla nas zbiórkę. Od rodziny, sąsiadów i zupełnie obcych ludzi dostaliśmy ogromną pomoc. Przynoszono ubrania, sprzęt i zabawki dla najmłodszych wnuków. Każdego dnia, krok po kroku, dobrzy ludzie pomagali nam w odbudowie domu – relacjonuje pani Cecylia.

Najbardziej wzruszający moment? Dla pani Cecylii była to chwila, gdy przyszła do niej kobieta z dzieckiem, a dziecko oddało dla jej wnuka własną zabawkę...

- Ksiądz proboszcz też otoczył nas opieką. Szkoda, że nie ma go już w naszej parafii. Nie zdążył nas odwiedzić w odbudowanym domu - mówi Jerzy Wojeciechowski.

Smutne święta

Święta Bożego Narodzenia 2017 roku spędzili z dala od siebie, w lokalach zastępczych. Dla seniorów to był cios. Pierwsze święta z dala od dzieci i wnuków.

- Mieszkaliśmy na piętrze. Ciągle towarzyszył mi lęk, że wybuchnie pożar, a ja nie będę miała szans na ucieczkę. Taka trauma zostaje w człowieku na długo – mówi pani Cecylia.

Na szczęście dobroć ludzka nie zna granic i wspólnymi siłami na wiosnę 2018 roku udało im się odbudować dom. Wrócili do niego tuż przed Wielkanocą 2018. W nieco okrojonym składzie, bo zamieszkała z nimi już tylko jedna córka z mężem i synkiem.

- Piętro wciąż jest nieużytkowe. Specjaliści mówią, że trzeba odczekać – wyjaśnia pan Jerzy.

Silniejsi niż przedtem

W tym roku, do rodzinnego domu pani Cecylii, z okazji jej imienin, zjechała się cała familia. Ledwie się pomieścili, ale nikomu to nie przeszkadzało.

- Mury są nowe, ale nasza rodzina jeszcze silniejsza niż przed pożarem – zapewnia Barbara, córka państwa Wojciechowskich.

W obliczu tragedii mogli się przekonać nie tylko, jak silna jest ich rodzina, ale też jak potężna może być sąsiedzka solidarność.

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gostyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto